sobota, 5 września 2015

POŁÓG: Tydzień pierwszy

Pierwsze dni upłynęły nam w szpitalu. Mimo świetniej opieki nie czułam się jednak komfortowo, gdyż na oddziale temperatura sięgała trzydziestu stopni, więc tracąc wodę z organizmu po porodzie wspomożona dodatkowo taką temperaturą otoczenia pociłam się tak, że prysznic brałam kilka razy dziennie. Chwała, że rodziłam naturalnie i mogłam zaraz pod niego skoczyć ( pierwszy raz z kroplówką). Najważniejsze, co działo się przez ten tydzień to niewątpliwie:

Pierwsze chwile. Poczucie ciepła różowiutkiej skóry, poczucie zapachu, dojrzenie w tym Maleństwie mojego dziecka. Tego, o którym marzyłam. Tego, którego nosiłam pod sercem dziewięć miesięcy.

Kryzys laktacyjny. Tak bardzo chciałam karmić piersią. Przecież to takie zdrowe, naturalne i piękne. Niestety nie miałam pokarmu. Moja córka wyła z głodu, a ja wyłam razem z nią. Wyrzucałam sobie, że jestem najgorszą matką na świecie, skoro nie potrafię jej wykarmić. Dopiero gdy wróciliśmy do domu daliśmy jej mleko modyfikowane. Ona się najadała, a ja w tym czasie ręcznie próbowałam pobudzić laktację. I udało się! Możecie tylko wyobrazić sobie moje szczęście, gdy zobaczyłam pierwszą kropelkę mleka. Teraz mogę dać jej tyle mleka, ile tylko zapragnie. Pomógł mi spokój i świadomość, że moje dziecko nie umrze przeze mnie z głodu - chwała, że wynaleźli mm!

Gojenie się ran. Tego bałam się najbardziej przed porodem. Bo jak to, mieć szwy tam na DOLE? Jak ja później wrócę do aktywności seksualnej z raną? Okazuje się, że matka natura wie, co robi. Pęknięcia zostały zszyte, goją się, a ja zerknęłam z duszą na ramieniu w lusterko i okazuje się, że wszystko wygląda tak samo, jak przed porodem. Uff! Mam za to inny problem - w wyniku parcia dostałam hemoroidów, które najprawdopodobniej trzeba będzie poddać zabiegowi... :( Najgorsze jest to, że jest to bardzo wstydliwa dolegliwość, o której nie mówi się głośno, tylko cierpi w ciszy...

Nowy tryb dnia. Wszyscy pytają sie, jak sobie radzimy z niewyspaniem. Cóż. Po tak ciężkim starcie, gdy dziecko płakało mi praktycznie cały dzień z głodu, teraz mamy sielankę, nawet gdy woła o cyca co dwie godziny. Świadomość, że dziecko najada się moim pokarmem jest tak uspokajająca, że pobudki na karmienie stają się przyjemne.

Pierwszy spacer. Tata zamotał chustę i poszliśmy na nasz pierwszy spacer, wzbudzając lekkie zainteresowanie. Minęliśmy nawet inną chustującą mamę!

Miłość. Gdy patrzę na moją córeczkę, nie mogę opanować wzruszenia. Tak bardzo ją kocham....




9 komentarzy:

  1. Ja też zaczęłam już nosić w chuście. Nie robiłam tego od początku z kilku powodów, a poza tym były takie upały, że nawet sobie tego nie wyobrażam. Nawet na myśl o tym, że w tej temperaturze muszę przystawić do piersi jeszcze jedno rozgrzane do czerwoności ciało, przyprawiało mnie o dreszcze a co dopiero przywiązać je do siebie! No ale teraz już się chustujemy. Tylko ja zaczęłam jak Miki już trzymał główkę sztywno. Ciekawa jestem jak to z takim maluszkiem jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie maleństwo musi mieć trochę inną pozycję, fizjologiczne C, wyżej zgięte kolanka i dobrze podwiniętą miednicę :) Cały czas ją poprawialiśmy, bo w kieszonce dość ciężko o bliski rozstaw nóżek, a kangur nas przerasta na ten moment

      Usuń
  2. Cudowne chwile... czytając ten post przypominałam sobie, jak to było u nas... :)
    Moje gratulacje waleczna mamo! Cieszę się, że udało Ci się rozbujać laktację. Niech moc będzie z Tobą a mleczko wypływa strumieniami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! To wiele dla mnie znaczy, czuję się naprawdę dobrze ze świadomością, że mi się udało

      Usuń
  3. Ale będziesz tylko ściągać, nie przystawiać do cyca? Czy przystawiać i też ściągać?

    OdpowiedzUsuń
  4. W pierwszych tygodniach pewnie będę przystawiać, ale potem ściągać i butelka. Takie mam plany, a jak będzie to się okaże, bo może mi się wszystko odmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz ja też głównie ściągam. Jest mi tak wygodniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie połogu boję się bardziej niż samego porodu... Dobrze, że jeszcze zostało parę miesięcy - może jakoś to przeżyję. Poza tym... nie mam wyjścia! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo... Jak się jest zdanemu tylko na siebie, to gorzej patrzy się nie na poród w szpitalu, gdzie pomogą, a na połóg, gdzie zostaje się z dzieckiem... i sobie radź.
      Ale ja dałam radę i Ty także dasz na 100% bo każda z nas, stając się mamą, dostaje super moc :)

      Usuń

Kornelcia

Suwaczek z babyboom.pl