wtorek, 29 września 2015

Kornelia - pierwszy miesiąc

Urodziła się dokładnie miesiąc temu; jak długo trwa miesiąc? Niewiarygodnie długo, gdy się na kogoś czeka. Niewiarygodnie krótko, gdy się już przy Nim jest. 

Przecież wczoraj wróciliśmy ze szpitala. Tyle co rozpakowałam walizki, tyle co ułożyłam córeczkę w koszu Mojżesza, tyle co na chwilkę usiadłam... A tu już minął miesiąc.
Kornelia od początku jest bardzo silna. Już w dzień porodu leżąc na moim brzuchu podniosła się na rękach (na co ja zareagowałam wręcz z paniką). Teraz potrafi dość długo utrzymać sztywno główkę. Uwielbia spać na naszych brzuchach, patrzy na nas z zaciekawieniem, mruczy, piszczy, uśmiecha się, "robi dinusia" - gdy coś się jej nie podoba to warczy jak dinozaur, a gdy męczą ją kolki lub jest głodna - płacze. 

To niesamowite patrzeć na tak małe dziecko. Każdego dnia jest większa, silniejsza i piękniejsza. Nie mogę wyjść z podziwu,  jak szybko się zmienia...




sobota, 5 września 2015

POŁÓG: Tydzień pierwszy

Pierwsze dni upłynęły nam w szpitalu. Mimo świetniej opieki nie czułam się jednak komfortowo, gdyż na oddziale temperatura sięgała trzydziestu stopni, więc tracąc wodę z organizmu po porodzie wspomożona dodatkowo taką temperaturą otoczenia pociłam się tak, że prysznic brałam kilka razy dziennie. Chwała, że rodziłam naturalnie i mogłam zaraz pod niego skoczyć ( pierwszy raz z kroplówką). Najważniejsze, co działo się przez ten tydzień to niewątpliwie:

Pierwsze chwile. Poczucie ciepła różowiutkiej skóry, poczucie zapachu, dojrzenie w tym Maleństwie mojego dziecka. Tego, o którym marzyłam. Tego, którego nosiłam pod sercem dziewięć miesięcy.

Kryzys laktacyjny. Tak bardzo chciałam karmić piersią. Przecież to takie zdrowe, naturalne i piękne. Niestety nie miałam pokarmu. Moja córka wyła z głodu, a ja wyłam razem z nią. Wyrzucałam sobie, że jestem najgorszą matką na świecie, skoro nie potrafię jej wykarmić. Dopiero gdy wróciliśmy do domu daliśmy jej mleko modyfikowane. Ona się najadała, a ja w tym czasie ręcznie próbowałam pobudzić laktację. I udało się! Możecie tylko wyobrazić sobie moje szczęście, gdy zobaczyłam pierwszą kropelkę mleka. Teraz mogę dać jej tyle mleka, ile tylko zapragnie. Pomógł mi spokój i świadomość, że moje dziecko nie umrze przeze mnie z głodu - chwała, że wynaleźli mm!

Gojenie się ran. Tego bałam się najbardziej przed porodem. Bo jak to, mieć szwy tam na DOLE? Jak ja później wrócę do aktywności seksualnej z raną? Okazuje się, że matka natura wie, co robi. Pęknięcia zostały zszyte, goją się, a ja zerknęłam z duszą na ramieniu w lusterko i okazuje się, że wszystko wygląda tak samo, jak przed porodem. Uff! Mam za to inny problem - w wyniku parcia dostałam hemoroidów, które najprawdopodobniej trzeba będzie poddać zabiegowi... :( Najgorsze jest to, że jest to bardzo wstydliwa dolegliwość, o której nie mówi się głośno, tylko cierpi w ciszy...

Nowy tryb dnia. Wszyscy pytają sie, jak sobie radzimy z niewyspaniem. Cóż. Po tak ciężkim starcie, gdy dziecko płakało mi praktycznie cały dzień z głodu, teraz mamy sielankę, nawet gdy woła o cyca co dwie godziny. Świadomość, że dziecko najada się moim pokarmem jest tak uspokajająca, że pobudki na karmienie stają się przyjemne.

Pierwszy spacer. Tata zamotał chustę i poszliśmy na nasz pierwszy spacer, wzbudzając lekkie zainteresowanie. Minęliśmy nawet inną chustującą mamę!

Miłość. Gdy patrzę na moją córeczkę, nie mogę opanować wzruszenia. Tak bardzo ją kocham....




środa, 2 września 2015

KORNELIA ANNA

Stało się! 29.08,15 o godzinie 06:05 na świat przyszła wyczekiwana z niecierpliwością i ogromną miłością moja córka, Kornelia Anna.

Chyba będę modelką... ;)


Poród zaczął się o trzeciej w nocy odejściem wód. Po wzięciu prysznica i dojechaniu do szpitala podłączono mnie do kabelków, gdzie starałam się nie być zbyt głośno, jednak skurcze stawały się bardzo nieprzyjemne. Pielęgniarka przyszła sprawdzić rozwarcie i w niemałym szoku stwierdziła, że mamy osiem centymetrów! Nieśmiało spytałam o znieczulenie - cóż. Było za późno.  Pamiętacie tę scenę z filmów, gdy wiozą kogoś na łóżku żeby go zoperować? Miałam to na żywo ;) Pielęgniarki biegły ze mną przez szpital, a za nami biegł mąż z walizkami, starając się nadążyć. Na sali musiałam poczekać do pełnego rozwarcia - nie można mi było podać zzo, ale dawano mi gaz rozweselający, po którym chciało mi się wymiotować i miałam lekki odlocik. Gdy w końcu osiągnęłam 10 cm pozwolono mi przeć -  za piątym razem udało mi się urodzić. Ta chwila... Coś niesamowitego. Cały ból jakby odchodzi za mgłę, liczy się tylko dziecko. Jej płacz był najpiękniejszym dźwiękiem, jaki usłyszałam w życiu. A więc Maleńka była już z nami. Popłakaliśmy się z mężem...

Położne, które przyjmowały poród były cudowne. Wciąż żartowały, dodawały mi otuchy, starały się umilić każdą chwilę na sali. Nazwały Kornelię Speedy Gonzales, bo tak szybko postępował poród. Gdy już było po wszystkim gratulowały i chwaliły, jaka to ja i mój mąż jesteśmy dzielni.
Dziecko wzięto na bok, zważono itd, a mnie zaczęto szyć i doprowadzać do porządku. I właśnie ten moment uważam za najgorszy, gdyż miałam bardzo dużo krwi, którą wyduszały mi pielęgniarki bardzo silnie uciskając mój brzuch. To było boleśniejsze niż sam poród, ale musiały mnie oczyścić, żebym później miała problemów z odchodami poporodowymi. Gdy mną się zajmowano, moja córeczka płakała żałośnie w ramionach taty.Tak bardzo zrobiło mi się żal, że nie mogę jej jeszcze utulić... Zaczęłam więc jej śpiewać kołysankę, którą śpiewałam do brzuszka i pamiętała ją! Uspokoiła się, gdy usłyszała mój głos. Położne były zachwycone. W końcu dostałam ją w ramiona, nakarmiłam i kochana się uspokoiła. Powędrowała w ramiona tatusia, a ja mogłam zjeść w spokoju tosty i wypić herbatę z mlekiem, po czym przewieziono nas na pojedynczą salę poporodową, gdzie spędziłam cały dzień, a wieczorem zostałam przeniesiona do podwójnej.



Kornelcia

Suwaczek z babyboom.pl