poniedziałek, 13 lipca 2015

Dziś o miłości...

Nie wiedziałam, że można tak kochać. Nie znałam takiej siły uwielbienia drugiej osoby. Zawsze rozdzielałam swe uczucia na te rodzinne, niejako rdzenne i wynikające z więzi oraz nieskończone, oraz te nowe, wybuchające głośno, lecz będące marnym echem tych pierwszych.
Nigdy miłości te się nie łączyły. Inaczej kocha się przecież rodziców, inaczej przyjaciółkę na dobre i na złe a inaczej chłopaka. Każdego człowieka kocha się inaczej, to fakt; jednak pewną grupę osób nazywamy swymi najbliższymi i darzymy ich podobnym uczuciem pełnym ciepła i przywiązania.

Mąż.

Nie wiem, czy to z momentem, w którym uświadomiłam sobie, że chcę spędzić z nim resztę życia,  czy może w jakimkolwiek innym - może wystarczyło jedno wyjątkowe spojrzenie, jedno słowo lub gest... Zrozumiałam, że Go kocham. Kocham tak, jak kocha się przyjaciela, tak, jak kocha się rodzinę i tak, jak kocha się kochanka. Jest moim epicentrum, łączy w sobie całą gamę różnych odczuć, jest sumą moich wdechów i wydechów, uderzeń serca i przepływu myśli. Czytałam o takiej miłości. Ludzie byli w stanie oddawać za nią życie. Wydawało mi się, że to raczej się nie zdarza, że ciężko jest tak bardzo pokochać drugiego człowieka, ciężko pokochać go całego.

Był mi pisany. Zaklepałam go sobie już przed swoimi urodzinami. Mieliśmy być razem, wiem to.
Chwile, w których jesteśmy razem są takie... pełne. Wypełnione po brzegi wszystkim, czym powinny.
Pamiętam, jak z przerażeniem mówił mi, że tak wielka miłość może sprowadzić na nas nieszczęście. Tak wielkie uczucie może razić... Ale nie wierzę w to. Trudy codzienności przytrafiają się każdemu, a ciepło naszych serc pomaga nam je pokonać. Zawsze, gdy łamie mnie jakiś problem On powtarza, że skoro jest trudno to znaczy, że idziemy dobrą drogą.

A teraz z tej wielkiej miłości narodzi się szczęście. Maleńkie, o ciemnych włoskach i różowiutkiej skórze. Nasze wymarzone dziecko...

2 komentarze:

  1. Doskonale Cię rozumiem. Pamiętam dokładnie dzień gdy sama zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo kocham tego mojego. Jeden z najsmutniejszych dni jakie przeżyłam. Byłam na rocznym stypendium na drugim końcu świata. (Tak zostawiłam go w ojczyźnie) Na wyjeździe miałam tyle wrażeń, że nie miałam specjalnie czasu tęsknić. A potem przyleciał do mnie, w środku zimy na trzy tygodnie. Gdy wracał do Polski i staliśmy razem na lotnisku ze świadomością, że zobaczymy się ponownie dopiero za kolejne pół roku to obojgu nam pękały serca. Wpadłam w taką depresję, że przez tydzień dochodziłam do siebie. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak mocno go kocham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może właśnie to samo u nas zadziałało - odległość, bezsilność i tęsknota, której nie da się przetrzymać. Najgorsze łzy na lotnisku, ostatni uścisk i zniknięcie za bramkami. Ogromny ciężar żalu, gdy samemu trzeba było odjechać z lotniska...

      Usuń

Kornelcia

Suwaczek z babyboom.pl