poniedziałek, 22 sierpnia 2016
KARMEL CHODZI!
Stało się to wczoraj, w godzinach okołowieczornych. Wprost w ramiona taty.
Jestem taka dumna!
Z innej beczki, ostatnio byliśmy w wesołym miasteczku - tata wsiadł z Małą na karuzele -on baawił się dobrze, za to Kornela... ;)
czwartek, 11 sierpnia 2016
Gorzkie żale matki
Mam trochę dość takiego życia. Chciałabym zacząć pracować, żeby wyjść z domu, żeby mi w końcu mąż porządnie pomógł w obowiązkach domowych, żeby - to może okropne, co napiszę - odsapnąć od Małej. Lęk separacyjny to upierdliwy czas, gdyby nie poranne spacerki z tatą (ten czas poświęcam na sprzątanie i gotowanie, biegam jak oszalała, żeby się wyrobić) to bym dochodziła do momentu totalnego Nią przemęczenia. A tak - po godzinie zdążę się stęsknić.
Wspominałam ostatnio studia, mieszkanie i pracę, bycie samą - jakie to były wspaniałe czasy. Mogłam sobie wyjść, kiedy chciałam. A ostatnia kwatera była super, prawie w centrum, blisko ulicy usianej sklepami, lumpeksami... A do szkoły szłam pieszo lub brałam rower. To słońce na Teatralce... Albo para z ust przy zamglonym Maiusie przed ósmą rano. Ta moja miłość, mieszkająca a drugim końcu miasta, nocująca u mnie, bo z miasta (imprezy) bliżej. Te nasze wspólne wieczory zanim wyjechał, zanim ja do Niego dołączyłam i staliśmy się małżeństwem, rodzicami, rodziną...
Żal mi tego teraz, gdy moje życie zaczyna się bardzo wcześnie rano razem z dzieckiem, robiąc śniadanie dla całej rodziny, sprzątając, gotując obiad, robiąc pranie, wychodząc na plac zabaw, usypiając, zabawiając, robiąc kolację, karmiąc, kąpiąc i budząc się w nocy czasem raz a czasem milion razy... Brak mi czasu na moje pasje... Owszem, mogłabym coś porobić przy dziecku, ale rysowanie/czytanie wymagają uwagi 100%, dziecko wymaga tyleż samo i wybieraj, matulu, czy chcesz przeczytać akapit czy uniemożliwić dziecku zrobienie czegoś potencjalnie niebezpiecznego. A w nocy, gdy wraca mąż, a Mała O DZIWO zaśnie w tych godzinach, to nie mam już siły. Chcę zjeść, pogadać, położyć się i zasnąć, bo brak mi snu. A na kawie żyć nie chcę i nie powinnam. Dźwięczą mi w uszach słowa "chciałaś dziecko - to cierp" ale nie wiem, skąd się w mojej głowie znalazły. Boję się, że umrę niezadowolona ze swojego życia, nieszczęśliwa i niespełniona.
Wspominałam ostatnio studia, mieszkanie i pracę, bycie samą - jakie to były wspaniałe czasy. Mogłam sobie wyjść, kiedy chciałam. A ostatnia kwatera była super, prawie w centrum, blisko ulicy usianej sklepami, lumpeksami... A do szkoły szłam pieszo lub brałam rower. To słońce na Teatralce... Albo para z ust przy zamglonym Maiusie przed ósmą rano. Ta moja miłość, mieszkająca a drugim końcu miasta, nocująca u mnie, bo z miasta (imprezy) bliżej. Te nasze wspólne wieczory zanim wyjechał, zanim ja do Niego dołączyłam i staliśmy się małżeństwem, rodzicami, rodziną...
Żal mi tego teraz, gdy moje życie zaczyna się bardzo wcześnie rano razem z dzieckiem, robiąc śniadanie dla całej rodziny, sprzątając, gotując obiad, robiąc pranie, wychodząc na plac zabaw, usypiając, zabawiając, robiąc kolację, karmiąc, kąpiąc i budząc się w nocy czasem raz a czasem milion razy... Brak mi czasu na moje pasje... Owszem, mogłabym coś porobić przy dziecku, ale rysowanie/czytanie wymagają uwagi 100%, dziecko wymaga tyleż samo i wybieraj, matulu, czy chcesz przeczytać akapit czy uniemożliwić dziecku zrobienie czegoś potencjalnie niebezpiecznego. A w nocy, gdy wraca mąż, a Mała O DZIWO zaśnie w tych godzinach, to nie mam już siły. Chcę zjeść, pogadać, położyć się i zasnąć, bo brak mi snu. A na kawie żyć nie chcę i nie powinnam. Dźwięczą mi w uszach słowa "chciałaś dziecko - to cierp" ale nie wiem, skąd się w mojej głowie znalazły. Boję się, że umrę niezadowolona ze swojego życia, nieszczęśliwa i niespełniona.
Takie widoki mnie ładują, ale... to nie starczy
wtorek, 2 sierpnia 2016
HOME sweet home
Wróciliśmy hmm dwa tygodnie temu. Do domu, do tatusia. Po dwóch miesiącach w Polsce, tygodniu nad jeziorem (gdzie złapała nas trzydniówka) w końcu jesteśmy. Przyzwyczajamy się na nowo.
Powrót nie był ciężki - pogoda była taka sama, a ja miałam już dość rozłąki z ukochanym, poza tym wiedziałam już, jakby wyglądało życie w Polsce- wcale nie tak kolorowo, jak sobie wyobrażałam. Szczerze mówiąc zawiodłam się. Tata oszalał na punkcie wnusi, ale pracuje siedem dni w tygodniu czasem ponad dwanaście godzin, więc nie miał zwyczajnie czasu, ale gdy tylko był w domu - naprawdę mi pomagał. Co innego mama, która nie garnęła się do wnuczki. Nawet nie pojechałam na ani jedną imprezę z przyjaciółkami, bo nie chciała zająć się ten jeden raz dzieckiem. Smutno jak cholera, bo widzę się z moimi przyjaciółkami ze dwa razy w roku. Nie, żebym wymagała od niej darmowej opieki 24/h, bo nie powinnam mieć postawy roszczeniowej... Ale zwyczajnie było mi przykro, że gdy w końcu mam możliwość pozostawienia z kimś córki, nie mogę z tej okazji skorzystać, bo druga strona wcale nie jest zainteresowana opieką. Mówi się trudno, żyje się dalej.
Więc jesteśmy z powrotem.
Akurat w porze karmienia gepardów moje dziecię też zgłodniało.
Subskrybuj:
Posty (Atom)