Ale jesteśmy. Przez ten czas Karmel zrobiła dużo postępów, przede wszystkim... czołga się. Już nie pełza, a czołga jak żołnierz w okopach. Tak szybko, że wystarczy się odwrócić, a ona już jest gdzieś, gdzie być nie powinna.
Nadal robimy postępy w jedzeniu. Nie potrafię opisać tego, jak bardzo jestem zadowolona z faktu odkrycia w czasie ciąży gdzieś w internecie metody BLW. Kornelia karmiona była na szczęście tylko jakiś czas po narodzeniu (brak pokarmu), a później już sama "ciągnęła" cyca, więc dlaczego miałabym burzyć jej samodzielność? Uwielbiam jej miny, gdy siadamy wszyscy do posiłku i zaczynamy jeść. Pięknie sobie radzi, co prawda na łyżeczkę muszę nadal jej pomagać nakładać jedzenie, jednak myślę, że potrwa to jeszcze tylko jakiś czas. Kornelia uwielbia nowe smaki, dotychczas nie pasował jej jedynie "deserek" kupiony przez tatę - w formie papki. Wypluła z miną "obrzydliwe" i tym samym utwierdziła tatusia w przekonaniu, że woli normalne owoce do ręki.
Nosimy się dalej, jednak w nosidle ergonomicznym. Kornelia siedzi stabilnie podczas posiłków, próbuje raczkować i siada w pozycji leżącej (nadal czekamy na ten siad z czworaków...) więc krzywdy myślę jej tym nie zrobię. A wózka brak, więc jakoś musimy sobie radzić.
Łosoś, mniam.
Mój pierwszy naleśnik!
A tutaj piknik na plaży!
Gdy pogoda dopisuje, w weekendy jeździmy w różne miejsca. Plaże, place zabaw, ruiny itd. Korzystamy ze wspólnych chwil w 100%, bo po komunii w Polsce ja z Kornelią zostaniemy tam do lipca, a tatuś wróci do pracy.
A teraz, póki dziecko śpi, szybko zabieram się za nadrobienie, co u Was!