Jednak okazało się, że to nie koniec, na dziś przewidziane są też dwie dawki w strzykawkach. Musiałam ją trzymać, kiedy pielęgniarka wbijała się w jedno i drugie maleńkie udko. Płakała Mała, płakaliśmy i my... Okropne przeżycie, nie lubię szczepień.
W domu Maleńka tylko przez chwilę miała stan podgorączkowy, grudek czy zaczerwień brak. Jednak przez najbliższe dwa dni budziła nam się z krzykiem. Nie płaczem, a krzykiem, który nam rozdzierał serca.
Na szczęście już jest dobrze, Karmelek jest całkiem pogodny, może bardziej senny.
A jak u Was przebiegały szczepienia?
Oczywiscie placz za kazdym razem. Ale tylko jedno wklucie na raz mielismy zawsze. Poza tym to po pierwszym byl bardzo oslabiony, wieczorem zrobil sie caly zimny i duzo spal. Po drugim byl bardzo roztrzesiony i musialam go porzadnie wieczorem do snu utulic. Ale nastepne dni po szczepieniach byly juz zawsze normalne.
OdpowiedzUsuńTez nie lubie szczepien :/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńU nas za każdym razem mega ryk. Musisz nauczyć się ukrywać emocje i nie pokazywać ich dziecku, bo one się mu udzielają, więc nerwy na wodzy :)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak na pierwszym szczepieniu płakałam razem z Synkiem.... ale tylko na pierwszym! Na każdym kolejnym robiłam wszystko, żeby rozżalenie trwało jak najkrócej i tak też było! Po minucie już były śmiechy :-)
OdpowiedzUsuńDziecko wyczuwa emocje rodziców, więc musisz być twarda i uśmiech niech nie schodzi z Waszych twarzy! :-)
Na sama mysl o szcepieniach mam gesia skorke. Moja Toska po dawce na krztusiec zaczela sie slinic. Pediatra powiedzial ze raz na wiele przypadkow tak jest. Chyba nie musze pisac jak sie stresowalam. Co do placzu, to nadal slysze ten krzyk. Nie moge go porownac do zadnego innego rodzaju placzu Malej. Kolejny szok juz w grudniu :/
OdpowiedzUsuńJak to czytam to już się boję szczepień a mojej córeczki jeszcze nawet nie ma na świecie...
OdpowiedzUsuńPrzeraża mnie cały temat związany ze szczepieniami. Po pierwsze nie bardzo jeszcze wiem, jakie z dodatkowych szczepień wybrać. A po drugie nie chcę by moje dziecko cierpiało, a ja razem z nim... No ale mus to mus. Każdy z nas to przechodził osobiście i jakoś daliśmy radę ;-)
OdpowiedzUsuń