niedziela, 25 października 2015

Słodkie rady.

Nie noś...
...bo przyzwyczaisz.

Czy wy także słyszałyście tę jakże mądrą radę?
To nic, że dziecko noszone było od momentu poczęcia aż przez dziewięć miesięcy. To nic, że w odróżnieniu od większości zwierzątek nasze dzieci nie potrafią same się poruszać przez długi czas. To nic, że maleńkie dziecko jeszcze przez jakiś czas po narodzinach nie rozumie, że ono i mama to dwie oddzielne osoby.
Moja babcia widząc mnie kołyszącą w ramionach pięciotygodniową córeczkę z oburzeniem zapytała: "ty ją ciągle tak piastujesz"? Odpowiedziałam zdziwiona, że oczywiście. Gdy chce na ręce, to ją biorę, bo co innego miałabym robić, mając tylko ją przy sobie?
Rodzina mojego męża będąc u nas z wizytą wręcz siłą przytrzymywała mnie przy stole, gdy chciałam iść do kołyski, z której dobiegał żałosny płacz. Bo dziecko ma się czasem wypłakać. Bo, cytuję: "to jego praca, że ćwiczy płuca". A dziecko leży w tym czasie samo, woła swoją mamę, nie wie co się dzieje, bo mamy nie ma, a jemu coś jest: ma mokrą pieluszkę, zaczyna być głodne, zrobiło się zimno...
Ciotka kiwa palcem, że mam uważać, bo spanie z dzieckiem kończy się zazwyczaj w momencie, w którym ono idzie do gimnazjum.

A ja te wszystkie słodkie rady jednym uchem wpuszczam, a drugim wypuszczam, posyłając nadawcom jedynie uśmiech. I noszę w chuście, tulę w ramionach, całuję, reaguję na płacz i śpię razem. I taka wykochana córeczka potrafi poleżeć sobie sama i pobawić się interaktywnym grajotkiem lub pośpiewać po swojemu, a nawet spać w kołysce, jeśli w tej chwili nie potrzebuje się przytulić.



"Dziecko pozostawiane, żeby się wypłakało, nie tyle uczy się samo sobie radzić, ile uczy się, że nie ma sensu płakać – a to jest duża różnica. Badania nie potwierdzają też tezy, że zimny chów sprzyja samodzielności – wręcz przeciwnie. Zimny chów w praktyce sprowadza się za to do ogromnych ilości kortyzolu, jakie uwalniają się w mózgu noszeniaka z niezaspokojoną potrzebą bliskości. Hormon ten działa niszcząco na połączenia neuronalne. Dziecku, które nie jest przytulane, trudniej jest nawiązać z opiekunem więź prawidłowego typu, a to z kolei rzutuje na wszystkie inne więzi, które nawiąże potem w życiu – na to, jak będzie w przyszłości obchodziło się z ryzykiem, radziło sobie ze stresem. I czy nie będzie koncentrować się na swoim lęku zamiast na zadaniu."
Evelin Kirkilionis, antropolożka badająca więź. 

23 komentarze:

  1. Słyszałam od swojej babci to non stop. Tyle że ona ma z tym złe wspomnienia bo sama nosiła dzieci cały czas na rękach. Absolutnie cały czas. Nic nie mogła w domu zrobić :P A innym to wytyka teraz :)
    Nie twierdzę, że dziecka nie da się przyzwyczaić do noszenia (w tym negatywnym sensie, jak w przypadku mojej nieszczęsnej babci). Bo da się lecz chyba też powinno, nauczyć się dziecko trochę jednak zajmować się sobą. Ale zgadzam się, że nie wyobrażam sobie nie pójść do dziecka gdy płacze. Ja nie od razu biorę na ręce i tulę ale np. kładę się obok, lub zaczynam z nim bawić. Sprawdzam też czy wszystko ok (pielucha, głód itp.) Gdy się wyciszy, wracam do tego co robiłam. Ale niczego w typu "ćwiczenie płucek" raczej nie toleruję.
    Zmiany na blogu widzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat gdy u nas jest taka sytuacja (a jest raz na kilka dni, szczególnie przed zrobieniem kupki) to zawijam dziecko w chustę i mam wolne ręce. I to moje błogosławieństwo, bo gdybym jej nie miała, to też nie miałabym jak ogarnąć domu, bo brak trzeciej ręki na stanie.
      Tak, ja też nie rzucam się w popłochu i nie tulę w pierwszej chwili, bo przeważnie płacz jest z głodu, więc spokojnie wyjmuję dziecko, cyca i przystępujemy do karmienia. Czasami popłakiwanie jest z nudów, więc śpiewam i zagaduję i to wystarcza.

      Usuń
  2. Te "rady" są straszne... Ja nosiłam w chuście, tuliłam, córka chciała spać na rękach to spała, chciała być kołysana to była, spała z nami w łóżku. Teraz ma 1,5 roku i wcale nie chce z nami spać, wcale nie zasypia na rękach, a na chustę się wypięła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha :D No właśnie myślę, że u nas też będzie taka sytuacja, bo wykochana córcia nie boi się być samodzielna :)

      Usuń
  3. Popieram Cie w stu procentach ;-) nie ma co w tej kwestii słuchać "cioć kloc" :P

    OdpowiedzUsuń
  4. I bardzo dobrze robisz ignorując te rady. Ludzie dookoła zawsze komentują, ale to mama wie co najlepsze dla jej maluszka :) tym bardziej, że taki maluch potrzebuje dużo przytulania i kontaktu cielesnego z mamusią. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... Przecież takie maleństwo samo sobie nie poradzi :( A widzę codziennie, jak bardzo uspokaja mi się córka, kiedy jest przytulana

      Usuń
  5. Moja teściowa lubi dawać świetne rady. Już w ciąży nie kazała mi tańczyć (bo się dziecko owinie w pępowinę), dotykać się jak się przestraszę (bo naczyniak się pojawi) itd... Najgorsze jest to, że jest to kobieta bardzo bogobojna - o ironio. Aż się boję jakie rady będę dostawać jak już Mikuś będzie ;-)
    A apropo noszenia - dzieci tego potrzebują, bo przecież przez 9 miesięcy są wszędzie noszone i przyzwyczaiły się do takiego kołysania. I nie zapominajmy o przywiązaniu, które tworzy się między dzieckiem i jego mamą już od urodzenia. A bez niego ani rusz w samodzielne życie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak!!!! Moja mama też twierdzi, że jak się dotknę w momencie przestraszenia w ciąży, to w tym miejscu dziecko będzie miało "myszkę" taki owłosiony płat skóry, więc bardzo podobny zabobon. I co? Mąż mnie co chwilę straszył, więc moja córka cała powinna być w tych "myszkach", a nie ma ani jednej.
      Moja mama uparcie twierdzi, że akurat miałam szczęście :D

      Usuń
  6. ha! też tą mądrą radę słyszałam, i w tyłku to miałam, nosiłam, bo miałam potrzebę bliskści ze swoim dzieckiem. i jakoś się odzwyczaiło jednak ;) JAK PRZYSZEDŁ CZAS :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha, to idealna rada, która od lat już obiega świat! :D

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie (wczoraj również pisałam posta o "dobrych radach"), Panna O ♥
    www.zielonookamama.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak to jest, że się ciotki wtrącają, bo przecież wiedzą zawsze lepiej... ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiary mają dobre, bo chcą pomóc. Ale ich rady kłócą się często z tym, co czuje mama...

      Usuń
  9. Ja również je jednym uchem wpuszczam, a drugim wypuszczam :D Nie interesują mnie takie "dobre rady". Zawsze ktoś wie lepiej od Nas czego potrzebuje nasze dziecko :D

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie, Panna O ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Nienawidzę złotych rad. Strasznie się wtedy wkurzam i nie potrafię tego ukryć. Zwracam uwagę, że sama wiem jak wychowywać swoje dziecko i jak przyzwyczaję to ja będę nosić ją sto lat a nie oni... Nie wiem czemu ludzie mają taką tendencję do wtrącania się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie... To ja noszę, a nie oni, więc dlaczego mają z tym problem?

      Usuń
  11. Ja też tulę i całuję ile wlezie i nie lubię takich rad, moje dziecko, moja sprawa. A instynkt macierzyński, z nim też mamy walczyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie można z nim walczyć, przecież dzięki niemu czujemy, że robimy dobrze! Chłodny chów absolutnie się z nim kłóci.

      Usuń

Kornelcia

Suwaczek z babyboom.pl