Wiecie, co jest zupełnie inne, niż w Polsce?
Pierwsze, co musi posiadać kobieta pragnąca prowadzić ciążę w tym kraju to PPS. Personal Public Service Number działa na tej samej zasadzie, co nasz numer PESEL. Aby dostać swój numer, musimy udać się do budynku, w którym przebiega proces rejestracji. Aby znaleźć najbliższy, wystarczy wejść na stronę welfare. Do złożenia wniosku potrzebujemy dowodu osobistego oraz potwierdzenia stałego miejsca zamieszkania. Jeśli bezpośrednio wynajmujemy mieszkanie, zabieramy umowę najmu lub oficjalne pismo od agencji, jeśli mieszkamy "pod kimś", zabieramy go ze sobą z jego umową, rachunkami na jego imię i nazwisko, by ta osoba podpisała oświadczenie, że faktycznie mieszkamy razem z nim. Ważne, by ta osoba nie zapomniała swojego dowodu osobistego, którego dane muszą zgadzać się z danymi na rachunkach. Jeśli dojeżdżamy do małżonka, to jego także zabieramy ze sobą, gdyż będziemy niejako pod niego "podpięte" w systemie. Było tak w mojej sytuacji, gdyż sama nie zaczęłam tutaj pracy, więc jestem na jego utrzymaniu. Po odejściu od okienka wracamy do domu i czekamy na list. Niestety ja musiałam przyjeżdżać w to miejsce aż trzy razy, bo wciąż nie dostawałam żadnej informacji dotyczącej mojego numeru, a mijały cztery tygodnie. Zgubili mój wniosek, znaleźli, zgubili ponownie i dopiero po interwencji telefonicznej mojej koleżanki ostatecznie jednak znaleźli i wpisali mnie w rejestr. Myślę jednak, że to wyjątkowa sytuacja, mój mąż był raz, czekał ok tygodnia i dostał swój numer.
W jakim celu wyrabiamy PPS? Otóż, tutaj ciąży nie prowadzi ginekolog, a GP - odpowiednik lekarza rodzinnego. Aby zapisać się do wybranej kliniki, trzeba wypełnić druk rejestracyjny, w którym w odpowiednim polu wpisujemy nasz numer. Następnie uiszczamy opłatę (u mnie było to 50 euro). Umawiamy się na wizytę, na której informujemy lekarza, że jesteśmy w ciąży, lub też podejrzewamy siebie o stan błogosławiony - w moim przypadku nie było wątpliwości, że oczekuję narodzin dziecka - przyleciałam tutaj w 13 tygodniu, miałam ze sobą już pierwsze zdjęcia USG. Lekarz robi z nami wywiad, mierzy ciśnienie krwi, sprawdza stan nóg, waży. Zapisuje nas także do szpitalnego programu "ciążowego" - wysyła w naszym imieniu list do szpitala, że jesteśmy w ciąży i trzeba się nami zająć ;). Następnie czekamy na list, w którym szpital poinformuje nas o ustalonej wizycie, gdyż uwaga - nie umawiamy się sami, jak w Polsce. Niestety trzeba się dostosować do podanej daty i godziny, ewentualnie próbować ją przełożyć telefonicznie.
Miałam to szczęście, że blisko mojego miejsca zamieszkania była polska klinika z polskim GP, co bardzo mi pomogło, gdyż dopiero uczę się angielskiego i wizyty u irlandzkiego lekarza to byłby dla mnie dodatkowy stres.
Gdy stawimy się w szpitalu po raz pierwszy, dostaniemy do wypełnienia druki rejestracyjne. Wypełniamy kartki swoimi danymi i dostajemy w niedługim czasie kartę przebiegu ciąży. Wygląda ona inaczej, niż polska. Jest to... teczko-segregator, w którym będzie znajdowało się WSZYSTKO, co dotyczy naszego dziecka i nas samych. Karta wygląda tak:
Ciąża w Irlandii : Karta przebiegu ciąży.
Dzieli się na dwie części, każda posiada odpowiednie przegródki. Jest to świetnie przemyślana teczka, łatwo odnaleźć wszelkie wyniki badań, szczególnie podoba mi się rozwiązanie dotyczące wydruków z badaniami krwi. Przyklejane są jedne nad drugimi, dzięki czemu można szybko porównać wszystkie odczyty.
W szpitalu czeka nas wywiad z położną, która spyta nas o choroby w rodzinie - warto więc wcześniej zapisać sobie wszelkie nieprawidłowości występujące u najbliższych. Spytane będziemy, czy chcemy karmić piersią, a także czy znane nam są ćwiczenia Kegla. Zostaną nam one zalecone. Zaproponowana będzie też szkoła rodzenia, z której ja osobiście zrezygnowałam (forma wykładowa mija się z celem, gdy nie zrozumiem, co do mnie mówią), jednak jeśli któraś mamusia posługuje się językiem angielskim w stopniu dobrym, polecam. Dostaniemy gratisy, w tym książeczki i ulotki dla ciężarnych. Najfajniejszy będzie magazyn wydawany przez szpital. Mój wygląda tak:
A co znajduje się w jego środku przeczytacie tutaj.
Będzie też wykonywany skan. Co zauważyłam i mnie mile zaskoczyło - usg wygląda tutaj hmmm poważniej. Jest nam wszystko tłumaczone, na naszych oczach mierzone są wszystkie wymiary dziecka, a każda czynność dokładnie opisywana przez wykonującego skan. Byłam bardzo zadowolona, bo uwielbiam profesjonalizm, a żaden z ginekologów w Polsce aż tak szczegółowo nie zmierzył mojego dziecka, poświęcając na to tyle czasu. Wykonywane jest nie tylko "zwykłe" usg, ale i Dopplerowskie, które wykrywa wady serca. Pierwszy skan powinien być ok 12 tygodnia, lecz jako, że ja dojechałam później, dostałam wezwanie w 19 i 20 tygodniu. Poznałam przy okazji drugiego skanu moją lekarkę, która spytała się, czy czuję już ruchy dziecka oraz czy będę potrzebowała tłumacza. Później po raz pierwszy usłyszałam słodkie "puk puk", gdy moje maleństwo robione miało echo serca. Ciąża w Irlandii prowadzona jest na dobrym poziomie, martwi mnie jedynie brak badania ginekologicznego. Robione miałam je w 11 tygodniu w Polsce, razem z cytologią i całe szczęście, że zdążyłam przed odlotem, gdyż tutaj ginekolog to luksus, za który płacimy min 80 euro.
Oprócz wizyt w szpitalu, na których robione będą skany oraz badanie moczu, wizyty mamy także u swojego GP. Jako, że zapisana jestem do polskiej kliniki, jak napisałam wyżej, robiono mi dodatkowe badania - oprócz morfologii miałam wykonywany test HIV, badanie na odporność na różyczkę oraz toksoplazmozę. Było to dla mnie ważne, gdyż przez pół życia mieszkałam z kotami i im sprzątałam, dodatkowo jadłam surową rybę, bo kocham sushi. Są to najprostsze drogi zakażenia, jednak z testów wyszło, że nie przeszłam toksoplazmozy, więc powinnam teraz szczególnie uważać. Aha! Za pierwsze badania pobrana zostanie opłata, u mnie było to ok 35 euro, następne wszelkie testy są za darmo. Wszystkie wydatki u GP, czyli opłata wstępna i za badania może być później odliczona od podatku, dlatego warto zabierać ze sobą kwitki.
Na każdej wizycie u GP badany jest nasz mocz szczególnie na obecność białka, jesteśmy ważone, mierzy się nam ciśnienie, sprawdza nogi pod kątem obrzęków, czasem także jesteśmy osłuchane, gdy mamy jakiś kaszel, a także "podsłuchujemy" maluszka, sprawdzając jego puls.
Test glukozowy nie jest powszechny. Robiony nam jest, gdy np. mamy kogoś bliskiego chorującego na cukrzycę. Więcej o teście doustnego obciążenia glukozą tutaj.
W trzydziestym tygodniu idziemy na rutynową kontrolę do naszego GP. Mierzą nam ciśnienie, ważą i sprawdzają mocz. W 32 tygodniu mamy wizytę w szpitalu, gdzie zajmują się nami podobnie, plus mogą zrobić badanie krwi.
W 34 znów waży nas GP, robi badanie moczu, może też zlecić badanie krwi.
W 36 tygodniu w szpitalu wypełniamy plan porodu. Jeśli nasza znajomość języka jest dość słaba, istnieje możliwość wizyty z tłumaczem, który albo przychodzi, albo pomaga nam telefonicznie. Na tej wizycie położna sprawdza ułożenie dziecka.
Już tydzień później widzimy się znów z GP.
I na tym muszę zakończyć swoją relację, gdyż urodziłam w 37 tygodniu ;)
Pozdrawiamy ciepło!
Bardzo fajny i przydatny post. Decyzja o wyjeździe z kraju na pewno było ciężka. Jednak rozłąka z mężem była by jeszcze gorsza zwłaszcza w sytuacji kiedy spodziewacie się maleństwa
OdpowiedzUsuńJa też robiłam takie dokładniejsze USG prenatalne w 14 tygodniu, tyle że w prywatnej klinice (koszt 200zł, plus konsultacja lekarza +100zł). Koszt spory ale warto było. Lekarz obejrzał Maluszka dokładnie z każdej strony, pokazał każdy narząd łącznie z mózgiem, opowiadał nam wszystko co widzi. Podejrzewam, że na zwykłej wizycie w poradni nie byłoby szans na takie badanie.
OdpowiedzUsuńP.S. Pięknie wyglądasz z brzuszkiem :)
Dziękuje (my) :) Zgadzam się, też pewnie wydałabym takie pieniądze, by wiedzieć, czy z maluszkiem wszystko w porządku. W Polsce u ginekologa miałam tylko stwierdzenie, że głowa, nóżki i rączki są, coś tam mierzył i powiedział, że ok. Tylko tyle, raz tylko obrócił ekran, żebym cokolwiek widziała. A takie dokładniejsze miałam tutaj w szpitalu, mózg, każda kosteczka, cały kręgosłup itd, wszystko było dokładnie mierzone,opisywane. Np położenie łożyska, pozycja dziecka, przybliżona waga. Lekarz ma swój ekran, a rodzice mają swój, widzą cały czas dziecko i to jest super :) Dane zapisuje się po każdej wizycie i wpina do karty ciąży, więc można łatwo w przegródce znaleźć wyniki każdego usg. Na podstawie danych koryguje się też datę porodu. Myślę, że oni tak tutaj dokładnie badają przez usg, bo nie robią badania ginekologicznego. Chyba się na takie przejadę ok 8 miesiąca, żeby sprawdzić, czy mam rozwarcie, bo moja mama chodziła z centymetrem od 5 miesiąca,a tu mogę tego nawet nie wiedzieć
UsuńW Polsce tez wykonuje się dokładne badania. Są to badania prenatalne, które pozwalają wykryć zarówno wady genetyczne jak i za pomocą tych badać można dokładnie ocenić anatomię płodu.
OdpowiedzUsuńZ tego co widzę badania się powtarzają z Polską. No i faktycznie koszt wizyty nie mały. U nas prywatnie w tym momencie 100 zł za wizytę i 80 zł za USG.
OdpowiedzUsuńJa również jestem w ciąży ale mieszkam w Polsce :) Dziewczyny a może wiecie gdzie przyjmuje jakiś Dobry ginekolog w Warszawie? Jeśli tak to podajcie mi namiary na klinikę :)
OdpowiedzUsuńBez względu na to w jakim kraju przechodzimy ciażę, to przebieg jest taki sam. Aby uzyskać pomocne informacje dotyczące przebiegu, a później dbania o dziecko i karmienia to polecam zapisać sobie stronę https://humana-baby.pl/
OdpowiedzUsuńAkurat ja nigdy nie miałam okazji aby być w tym kraju i tym bardziej jeszcze w ciąży. W moim przypadku bardzo fajnie sprawdza się lekarz ginekolog z https://cmp.med.pl/cmp-goclaw/ginekolog/ gdyż miałam okazję, że to właśnie on był moim lekarzem prowadzącym ciążę.
OdpowiedzUsuńA ja mam inne pytanie.Co z kobietą, ktòra przyleciała do Irl w 8mcu I dostałam do porodu czy musi wtedy płacić?
OdpowiedzUsuń