środa, 6 stycznia 2016
Cztery miesiące Karmelka
Tydzień temu minęły nam cztery miesiące, odkąd jesteśmy razem po drugiej stronie brzuszka. Karmelek rozwija się teraz bardzo szybko, niemalże z każdym dniem potrafi coś nowego. Zasypiamy różnie, najczęściej koło 22, później karmienie o 2 i 6 przez sen, a koło 9 rano Kornelcia się budzi... i bawi się w łożeczku, jeśli tam spała, albo gada do nas w łóżku, próbując obudzić. Najczęściej wtedy daje jej maskotkę, którą potrafi bawić się nawet ponad godzinę. Później wstaje tata, bierze Maleńką do naszego kuchnio-salonu i to jest ich czas ;) Gdy ja wstaję, śniadanie jest już gotowe. Drzemka następuje koło 14, następna koło 18 a między 20 a 21 mamy czas kąpieli.
Kornelcia ciągle się uśmiecha, gaworzy, przemieszcza się pełznąc (odpycha nóżkami, przekręca na boczki lub plecy/brzuszek), pięknie bawi zabawkami :) Oczywiście połowa z nich ląduje w buzi, jeśli akurat nie ma tam rączek. Komunikuje się z nami coraz pełniej, woła nas (eeej) gada do nas i wzdycha, próbując coś nam opowiedzieć. Tatuś nie wierzył, że takie małe dziecko tak dużo rozumie, ale położył się przy niej i powiedział: Kornelka, zrobisz grrr? A Kornelcia radoście grrrr! Tatuś się wzruszył... Uwielbiam, gdy się śmieje, brzmi to tak fajnie, że nie da się nie chichrać razem z nią. Czasem coś ją bardzo rozśmieszy, niestety nie umiem jeszcze przewidzieć, co tym razem. Teraz bardzo śmieszna jest zmiana bluzeczki, następnym razem leżenie na brzuszku, a potem dziwne miny mamy.
Karmimy się nadal piersią, bardzo mnie to cieszy po trudnym starcie. Warto było przeżyć wszystkie niedogodności, bo kp jest bardzo wygodne. W nocy nie ruszam się z łóżka, a gdy jesteśmy poza domem wystarczy, że jestem obok. To wspaniałe i dopiero teraz widzę same plusy. Dietę rozszerzymy dopiero po szóstym miesiącu, póki co mleczko starczy w zupełności (dobre przyrosty).
Byliśmy na szczepieniu, drugiej dawce. Nie chciałam jej trzymać przy wkłuciu, robił to tata. Za waszą radą staraliśmy się nie płakać razem z nią, chociaż ogromnie nam było ciężko. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do jej płaczu, bo zdarza jej się zapłakać gdy coś ją boli, bardzo rzadko tak długo jest głodna, bym nie domyśliła się o tym po samym marudzeniu, a inne rzeczy jej nie przeszkadzają. To typowe low need baby, pełzające wieczne szczęście.
Dziś przeżyłam coś strasznego, pierwsze poważne zakrztuszenie, z którym nie mogła sobie sama poradzić. Zakleiła się syropkiem... Po wszystkim obie byłyśmy wystraszone, brrr. Dobrze, że obejrzałam filmy z pierwszą pomocą, bo chyba bym inaczej nie dała rady, jestem tutaj sama i to jedna z sytuacji, których się bałam. Minęło pół dnia, ale nadal nie spuszczam z niej wzroku, leży pod skosem, z główką wyżej nóżek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)